niedziela, 21 września 2014

Epiolg

Ciepły, słoneczny dzień. Siedzę na jednej z ławek, przyglądając się z uśmiechem Kubie i Mariuszowi. Jesteśmy na placu zabaw. Rudy bawi się z chłopcem na karuzeli. Czasem wydaje mi się, że to właśnie on bawi się lepiej niż nasz syn. Od tego przesłodkiego obrazka odrywa mnie płacz Kacpra. Wyjmuję malca z wózka. Momentalnie przestaje płakać.
- Popatrz co ten twój tatuś wyczynia - śmieję się, kręcąc głową z politowaniem.
- A kto to się obudził? - Kuba z Mariuszem podchodzą do nas - no chodź do tatusia - mały jak na zawołanie wyciąga ręce w jego stronę.
Pewnie zadajecie sobie pytanie, jak to wszystko się potoczyło.
Łatwo nie było. Przechdziliśmy wiele wzoltów i upadków. Nie obyło się bez kłótni i rozstań, które miały być już definitywne. Za każdym razem schemat wyglądał tak samo. Burzliwa wymiana zdań, oświadczenie, że nas już nie ma i trzaśnięcie drzwiami. Na szczęście wszystko kończyło się dobrze.
Ślub był krótko po tym, jak Kuba dostał propozycję grania we Włoszech. Nie było hucznego wesela. Wystarczyło nam kameralne przyjęcie w gronie rodziny i najbliższych znajomych.
Kiedy okazało się, że zaszłam w ciążę, Kuba podpisał kontrakt z gdańską drużyną. 
Nawet się nie obejrzałam, a na świecie pojawił się Kacperek. Był strasznie podobny do ojca. Jedynie oczy miał po mnie.
Teraz, kiedy patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, cieszę się, że nie odtrąciłam wtedy Jarskiego.
- Mamusiu.. - Mariusz usiadł koło mnie na ławce i nóżkami zaczął kreślić bliżej nieokreślone symbole.
- Tak kochanie? - spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Bo ja się bardzo cieszę, że mam braciszka.. - urwał na chwilę - ale wiesz, chciałbym mieć siostrzyczkę.
Przeniosłam wzrok na męża i pokręciłam przecząco głową.
- Spoko młody, już ja się o to postaram - wyszczerzył się dwuznacznie.
- Na prawdę?! Przekonasz mamusię?! - Mariusz przytulił się do jego nóg.
- Mamusia nie ma tutaj zbyt dużo do gadania - zaśmiał się.
- Jeszcze się zdziwisz tatusiu - posłałam mu groźne spojrzenie.

- Jarosz, ja cię kiedyś zabiję! - wysyczałam cicho, kiedy gotowałam obiad.
- No, ale o co ci chodzi ? - poczułam jego wielkie łapska na biodrach.
- O co? - odwróciłam sę do niego przodem i podniosłam głowę do góry. W końcu był kilkanaście centymerów wyższy. Spojrzałam mu w  oczy - o to, że dopiero co urodziłam Kacpra. Nie mówię nie, ale wydaje mi się, że to nie jest najlepszy czas na kolejne dziecko.
- No, ale zobacz. Między Mariuszem i Kacprem jest sześć lat różnicy. Fajnie, gdyby Kacper miał się z kim bawić - posadził mnie na blacie i przyssał się do mojej szyi.
- Czy ty myślisz, że jestem maszyną do rodzenia dzieci? Przeciśnij sobie arbuza przez dziurkę od klucza i zobacz jak to fajnie - odsunęłam się od niego.
- Nika proszę cię - zrobił maślane oczka.
- Kuba - jęknęłam cicho, kiedy jego zimne ręce wylądowały pod moją koszulką - dzieci są w domu.
- Nie ma - uśmiechnął się buńczucznie - kiedy wyszłaś do sklepu był tutaj twój tata. Zabrał ich do zoo. Dlatego zostaw ten obiad i chodź popracować nad córeczką - zaśmiał się i wpił się w moje usta.
Oplotłam nogami jego biodra.
- A co jak będzie kolejny chłopiec? - zapytałam między pocałunkami.
- To będziemy się starać o córeczkę tak długo, dopóki się nie urodzi - powiedział, zatraskując drzwi od sypialni.

- Jeszcze troszeczkę pani Weroniko.
- Jarosz, zabiję cię rozumiesz?! - krzyknęłam. Kuba ścisnął mocniej moją dłoń i zaśmiał się cicho - ja nie żartuję - warknęłam.
Po chwili na sali rozległ się płacz dziecka.
- Gratuluję, urodziła pan zdrową córeczkę - lekarz położył mi ją na piersi.
- No to teraz musimy się postarać o drugą - wyszeptał mi do ucha mąż
- Ty chyba oszalałeś - powiedziałam, patrząc na małą.
- Nie, Łucja musi mieć siostrzyczkę, bo z dwoma braćmi nie wytrzyma - parsknął śmiechem.
- Jak ty coś powiesz - wywróciłam oczyma, oddając małą pielęgniarce.
- I tak wiem, że mi ulegniesz - wyszczerzył się.
- Co ja z tobą mam - westchnęłam zmęczona.
- Dużo miłości kochanie - ucałował moje czoło.

____________________________________________
W ten oto sposób kończymy historię Weroniki.
Mam nadzieję, że nie skopałam tego epilogu jak na każdym innym blogu?
Chciałabym podziękować za ponad 40.000 wyświetleń, za każdy komentarz, za to, że nie miałyście mnie dość i za to, że tutaj byłyście i wspierałyście mnie w tym wszystkim. Podejrzewam, że gdyby nie Wy, nie skończyłabym tej historii.. Te, które piszą blogi z pewnością wiedzą, ile radości daje każdy komentarz. ;)
Spokojnie, TEN blog nie jest moim ostatnim :D
Niedawno wpadł mi pomysł na kojelnego, ( Panie Boże, dlaczego obdarzyłeś mnie tak bujną wyobraźnią :D ? ) więc w najbliższym czasie powinnam wystartować z czymś nowym :D
Korzystając z okazji, chciałabym pogratulować naszym cudownym siatkarzom wejścia do finału, i jakże łaskawemu panu Solarzowi, że dzisiejszy mecz będzie emitowany na otwartym polsacie xD fakt faktem, mam cyfrowy polsat i nie miłabym problemu z obejrzeniem meczu, aczkolwiek cieszę się, że inni kibice, którzy nie mieli tyle szczęścia, będą mogli obejrzeć bój o złoto naszych Orzełków! ;)
Mam do Was jeszcze jedną prośbę. Jeżli możecie, to pozostawcie po sobie jakiś ślad ;) chciałabym w przybliżeniu wiedzieć, ile osób tutaj zaglądało ;)
To by było chyba na tyle ;)
Zapraszam na trzeci rozdział TUTAJ i pozdrawiam bardzo serdecznie <3

poniedziałek, 8 września 2014

#44

Kuba nie mógł przyjąć do wiadomości, że chcę usunąć ciążę. Wiem, że to nie jest najlepsze wyjście, ale innego w tym momencie nie widzę. To nie jest najlepszy czas na dziecko. Wzięłam laptopa na kolana i przeczesałam internet w poszukiwaniu lekarza, który podjąłby się zabiegu. Po dłuższym czasie udało mi się znaleźć kontakt do jednego ze specjalistów. Wstukałam numer do telefonu i przycisnęłam go do ucha. Udało mi się umówić wizytę za kilka dni. Westchnęłam głęboko i zamknęłam klapę latpopa.
- Nika, dyrektor się pyta dlaczego nie ma cię na lekcji - do  pokoju wpadła zziajana Gośka.
- Już idę - zerwałam się na równe nogi i pędem ruszyłam do klasy.
Przeprosiłam za spóźnienie i usiadłam w ławce. Oczywiście nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń niektórych "koleżanek". Pokręciłam zrezygnowana głową i zagłębiłam się w nowy temat lekcji.
- Weronika - Kuba popukał mnie w ramię. Odwróciłam się do niego - na prawdę chcesz to zrobić?
- Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, ale proszę cię. Uznajmy, że nie było tematu, okej? - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam w stronę biurka.

Wysypałam wszystkie swoje oszczędności na łóżko. Przeliczyłam je skrupulatnie i odłożyłam wystarczającą ilość na transport.
- Chyba powinno wystarczyć - mruknęłam do siebie. Zgarnęłam pieniądze do portfela, założyłam na siebie bluzę i opuściłam pokój.
Zabieg miałam umówiony na 15. W Łodzi byłam już o 13. Z małym problemem znalazłam odpowiednią ulicę. Weszłam do poradni, grzecznie zapytałam, która z pań jest ostatnia i zajęłam jedno z wolnych krzesełek. Przyglądałam się tym wszystkim kobietom i zaczęłam nabierać wątpliwości.
- Pierwsze dziecko? - zagadnęła mnie pani w zaawansowanej ciąży. Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało - spokojnie, doktor Baner to na prawdę świetny ginekolog - puściła mi oczko i pogłaskała się po brzuchu. Nie wytrzymałam. Przeprosiłam ją i wyszłam na korytarz. Oparłam się o chłodną ścianę i zjechałam do parteru. Podciągnęłam kolana pod brodę, otoczyłam je rękoma, a z oczu zaczęły lecieć mi łzy.

Perspektywa Kuby

Postanowiłem porozmawiać z Niką jeszcze raz. Może tym razem przemówię jej do rozumu? Zapukałem do drzwi i uchyliłem je lekko. Na łóżku siedziała Gosia ze słuchawkami w uszach. Kiedy mnie zobaczyła, wyjęła je.
- No co tam?
- Gdzie Nika? - spojrzałem na jej puste łóżko.
- Nie widziałam jej od rana - wzruszyła ramionami.
Spojrzałem jeszcze raz na łóżko Weroniki. Westchnąłem lekko i wszedłem do środka. Usiadłem na łóżku i wyjąłem z kieszeni telefon. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbierała. Wziąłem na kolana jej laptopa i uruchomiłem go. Westchnąłem zrezygnowany i włączyłem go. Odpaliłem historię przeglądania.
- Cholera! - krzyknąłem - masz numer do jej ojca?
- Jasne - wyciągnęła telefon i podała mi go.
Godzinę później byłem już w drodze do Łodzi. Na miejscu spotkałem się z jej tatą. Wyjaśniłem mu całą sytuację. Weszliśmy do poradni i szybkim krokiem przemierzaliśmy korytarz. W poczekalni było kilka kobiet.
- Przepraszam bardzo, widziały panie może taką młodą dziewczynę? Nie za wysoka, szczupła, blondynka - spojrzałem na nie z nadzieją.
- Jakiś czas temu wyszła stąd i do tej pory nie wróciła.
Znaleźliśmy ją w jakimś zaułku. Postanowiłem się wycofać. Skoro mnie nie chciała słuchać, może posłucha ojca. Oparłem się o ścianę i przyglądałem się całej sytuacji.
- Jak mogłaś pomyśleć, że będę zły ?
- Tato? - podniosła głowę i spojrzała na niego zdziwiona - co ty tutaj robisz?
- Próbuję cię powstrzymać przed popełnieniem największego błędu w życiu - kucnął przed nią.
- Nie dam sobie rady - pociągnęła nosem i schowała głowę między nogami.
- Nie zostałaś z tym wszystkim sama. Masz mnie, przyjaciół - przytulił ją.
- Kocham cię - wyszeptała, wtulając się w niego.
- Ja ciebie też - westchnął lekko.

Perspektywa Weroniki

Nie wiem, skąd oni się tu wzięli, ale to chyba dobrze. Jeszcze chwila i byłabym gotowa wejść do tego gabinetu.
- Kocham cię - przytuliłam się do taty. Po chwili oderwałam się od niego. Przeniosłam wzrok na Kubę, stojącego kawałek dalej.
- Gdyby nie Kuba, nie wiedziałbym o niczym - uśmiechnął się lekko.
Spojrzałam na Rudego. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego. Posłał mi pokrzepiający uśmiech i założył za ucho kosmyk włosów. Do moich oczu znowu napłynęły łzy.
- Nie płacz - przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku.
- Dziękuję - załkałam w jego ramię.

9 miesięcy później

- Gosia.. - powiedziałam między skurczami - chyba się zaczęło.. - wyszeptałam, skulając się z bólu.
Później wszystko działo się szybko. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się na sali porodowej. Obok łóżka siedział Kuba, dzielnie mnie wspierając. Nie, nie jesteśmy razem. Uparł się, że będzie przy porodzie i jak widać postawił na swoim.
Kilka godzin później było już po wszystkim.
- Byłaś bardzo dzielna - Kuba ucałował moje czoło i uśmiechnął się serdecznie.
Urodziłam zdrowego chłopca, którego właśnie mi przynieśli. Wzięłam go na ręce i spojrzałam na niego.
- Myślałaś nad imieniem?
- Myślałam o Mariuszu - uśmiechnęłam się lekko.
- Ślicznie - puścił mi oczko.
Po chwili do sali weszła pielęgniarka.
- Wiem, że nie ma pani siły, ale w dokumentacji zostawiła pani jedną lukę. Nie mamy podanego nazwiska ojca.
- Jarosz, Jakub Jarosz - spojrzałam na niego zdezorientowana. Pielęgniarka zapisała nazwisko na kartce i opuściła salę.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Oj Nika - pokręcił głową ze śmiechem - z miłości - spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Po chwili zbliżył się do mnie i musnął delikatnie moje usta - kocham cię - powiedział, patrząc mi w oczy.
Po policzkach spłynęły mi łzy, które szybko otarł kciukiem.
- Nie oczekuję od ciebie, klarownych deklaracji, bo wiem, że nie jesteś na nie gotowa, ale chciałbym spróbować. W końcu mamy już dziecko - puścił mi oczko.
Zaśmiałam się cicho i kiwnęłam lekko głową. Znowu poczułam smak jego ust.
- No proszę! - do sali wparował Bartek z Gośką - nie ma nas chwilę, a tu takie rzeczy się dzieją - zaśmiał sie Kurek.
- Od kiedy ? - pisnęła Gośka.
- Od kiedy zostałem ojcem - zaśmiał się Rudy.
_______________________________________
Trochę sielaneczka :D
Zastanawiam się tylko, czy nie przesłodziłam za bardzo -.-
Jejku, nigdy w życiu bym nie pomyślała, że z organizają półmetka może być tyle problemów -.-
Do następnego ;*

środa, 3 września 2014

#43

Leżałam na łóżku, oczekując przyjścia Kuby. W końcu nie mógł siedzieć ze mną cały czas. Ma szkołę, treningi. No właśnie, szkołę.. Aż się boję, ile będę miała zaległości.. Westchnęłam lekko zrezygnowana. Jednak to nie było moim jedynym zmartwieniem. Bardziej bałam się, że Arek pojawi się tutaj po raz kolejny..
Niedługo później, w drzwiach pojawił się Kuba. Za nim do sali weszło dwój policjantów i dyrektor. Spojrzałam na Rudego wzrokiem mordercy.
- Mówiłam, że nie złożę żadnych zeznań - wyszeptałam, przymykając powieki. Policjanci usiedli na krzesełkach obok łóżka. Odwróciłam się do nich tyłem i starałam się powstrzymać napływające do moich oczu łzy.
- Nika - Kuba kucnął przede mną - zrobisz to teraz i będziesz miała z głowy. Chcesz, żeby ten dupek chodził wolno po tym co ci zrobił? - pogładził mój policzek - wiem, że jest ci ciężko, ale pomyśl, że takich dziewczyn jak ty mogłobyć o wiele więcej - spojrzałam na niego.
- Dobrze - westchnęłam - miejmy to już za sobą - usiadłam na łóżku, podciągając nogi pod brodę - Na początku wszystko było w porządku - zaczęłam cicho, patrząc przed siebie. Później wszystko powoli ze mnie uchodziło. Opowiadałam im o wszystkim. W pewnym momencie drzwi do sali sie otworzyły. Przełknęłam ślinę ze zenerwowania.
- To on - wyrwał się nagle Kuba. Policjanci spojrzeli na siebie i wstali z krzeseł. Podeszli do niego i zakuwając go w kajdanki, wyrecytowali swoją stałą regułkę.
- Ty suko - rzucił przez zęby Arek.
- Dokończymy spisywanie następnym razem - powiedział jeden z funkcjonariuszy, po czym wyprwadzili Arka ze szpitala. Objęłam kolana rękoma, schowałam głowę między nogami i zaczęłam płakać. Kuba usiadł obok mnie i przytulił mnie mocno.
- Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałaś? - zapytał dyrektor - przecież pomoglibyśmy ci.. -westchnął.
- Teraz najważniejsze jest to, że Arka zamknęli - uciął krótko Kuba.

Kilka tygodni później

Ze szpitala wypisali mnie już jakiś czas temu. Okazało się, że anemia była tylko wymysłem lekarzy, więc przynajmniej jedno zmartwienie mi odpadło. W zamian za nie, miałam na głowie o wiele gorsze, które w tym momencie się potwierdziło. Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Chwilę później leżałam już skulona, a z oczu płynęły mi łzy. Nawet nie wiem, w którym momencie w pokoju pojawiła się Gośka z chłopakami.
- Nika? - poczułam jak materac ugina się pod ciężarem jej ciała - ej, co się dzieje? - potrząsnęła moim ramieniem. Pociągnęłam nosem i pokręciłam przecząco głową.
- O cholera - doszedł do mnie głos Kuby. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Rudy trzyma w ręku test ciążowy, który przed chwilą zrobiłam - ale jak..? - przetarł twarz dłonią.
- Nie wiesz jak się dzieci robi? - oparłam się o ścianę, schowałam twarz w dłoniach i znowu zaczęłam płakać.
- Zostawcie nas samych - po chwili Gosia i Bartek wyszli z pokoju - ej, przecież to nie koniec świata.. - usiadł obok mnie.
- Czy ty się słyszysz? - wywróciłam oczami - przecież ojciec mnie zabije jak się dowie. Poza tym, mam siedemnaście lat, jak ty to sobie wyobrażasz? Że zostanę szczęśliwą mamusią?
- Będzie dobrze. Masz przecież nas. Pomożemy ci przy dziecku..
- Nie Kuba. Nie będzie żadnego dziecka.
- Co ty chcesz zrobić? - wytrzeszcza oczy.
- Usunę je - pociągam nosem.

____________________________________________
Dobra, zawaliłam.
Wiem, że to wszystko miało wyglądać troszeczkę inaczej, ale coś mie nie idzie -.-
Drugi dzień szkoły, a ja mam dosyć nie tylko nauczycieli, ale moich genialnych kolegów też -.-
Nie ma to jak przez kilku kretynów mieć kartkówkę z towaroznawstwa z zeszłorocznych tematów -.-
Wyczuwam pierwszą jedynkę w drugiej klasie
Dobra, nie będę Was zamęczać..

Zapraszam również TUTAJ gdzie również pojawił się kolejny rozdział ;*